Warzywo u nas zapomniane a szkoda. Popularne w Polsce w 1860 i później - patrz Ćwierczakiewiczowa "365 obiadów". Udało mi się przywieść z Włoch i oto co zrobiłam. Tylko pamiętajcie o ubraniu rękawiczek do czyszczenia - strasznie brudzą ręce.
Obciąć łodygi ok. 10 cm. pod pąkiem. Oberwać wierzchnie liście, obciąć na wysokość 2/3 od dołu. Pokroić na ćwiartki i włożyć do wody z sokiem z cytryny. Łodygi obrać z włókien i też użyć.
Na patelni rozgrzać oliwę, dodać ząbek czosnku, nie rumienić mocno - ma tylko dać zapach - wsypać odsączone karczochy, posolić, popieprzyć, podlać białym winem, dodać trochę wody i dusić do miękkości, ok. 15 - 20 min. Dodać zieloną pietruszkę.
Inny sposób to pokroić po oczyszczeniu na plasterki 1/2 cm i po odsączeniu z wody z cytryną maczać w cieście naleśnikowym (mąka, woda, mleko, jajko, sól) i smażyć na patelni. Pyszne!
Mam jeszcze jeden przepis, ale nie próbowałam. Nadziewane, nadzienie z bułki, mięsa mielonego, jajka, sól i pieprz do smaku. Jak zdobędę duże karczochy to się pokuszę na zrobienie.
Ja w zeszłym roku zasiałam karczochy i kardy jako rozsadę. wyrosła, owszem. teraz mam ją w domu i czekam na wiosnę, zobaczymy. Może się uda doczekać zbiorów. A te kwitnące to wspaniały dodatek do bukietów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz